Przed stawieniem się Daniela do szpitala, o którym wcześniej była mowa, wypożyczyliśmy wózek inwalidzki po to aby bez większego problemu mógł się poruszać po szpitalnych alejkach.
Wózek jest Super: ma cztery koła, miejsce na kijki no i napęd ręczny ;). No po prostu wóz IGŁA – klasy Mercedes dla młodego faceta - inwalidy.
Mąż mój walczy o to by MÓC CHODZIĆ, by podnieść się o własnych siłach i iść do przodu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dla wszystkich zrozumiałe jest to, o co Daniel tak z całych sił walczy i po co. Nieraz słyszę - no przecież żyje, wygląda całkiem dobrze, nabrał ciała, już nie jest szczupaczkiem jak cztery lata temu. NIE MUSI CHODZIĆ, ma przecież wózek który go wozi. I dobrze, że ma bo inaczej życie nasze byłoby jeszcze trudniejsze, gdyż Jego chore kości narażone są na tak wiele. Ból niesamowity ból i strach, że znów dojdzie do pęknięcia.
Chcę zaznaczyć, że mąż mój walczy o to by MÓC CHODZIĆ, by podnieść się o własnych siłach i iść do przodu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dla wszystkich zrozumiałe jest to, o co Daniel tak z całych sił walczy i po co. Dlatego w dalszej części pragnę wam kochani opisać to co czuje.
On jest młodym człowiekiem! Nie uległ wypadkowi, który spowodował jego kalectwo. On nie jest inwalidą wojennym, któremu bomba urwała nogi. Jest on Facetem, który jeszcze kilka lat temu żył jak większość młodych ludzi. Pracował, bawił się. Całe życie na nogach. Praca fizyczna po 12 – 14 godzin dzienne na nogach. On inaczej nie potrafił, ot tak usiąść i siedzieć. Cały czas był w ruchu. Powaliła go niezdiagnozowana do dzisiaj choroba.
Dziewięć miesięcy w gipsie biodrowym, trzynaście kursów chemioterapii w pozycji leżącej, z mdłościami, wymiotami, gorączką, zakażeniami. Po siedmiokrotnym przetaczaniu krwi ze względu na stan zagrażający jego życiu. I cały ten czas w pozycji leżącej, pół siedzącej.
Nikt do końca nie wie co On w ten czas przeżywał, co czół. Słowa nie zawsze odzwierciedlają ból i cierpienie, złość na bezradność, brak siły gdy nie można zapanować nad własnym ciałem, organizmem. Gdy raptownie trzeba żyć, funkcjonować zupełnie inaczej - w pozycji poziomej, a nie jak dotychczas pionie. Ja jako żona mogę się tylko domyślać jak bardzo cierpiał. Obserwowałam jego wewnętrzną walkę z tym faktem dokonanym – co mogłam wtedy zrobić??? Wspierać duchowo, być przy nim? Co więcej mogłam robić?
Daniel chce żyć w pełni tego słowa znaczeniu, nie wegetować jak dotychczas. Nie po to walczy, szuka pomocy.
Nie po to nadal „zawraca głowę” ludziom, który już podjęli się walki o jego życie, którzy w Jego imieniu kontaktują się z zagranicznymi placówkami medycznymi, którzy spowodowali, że lekarze z tych szpitali zapraszają Daniela do swoich klinik – chcą mu pomóc. I o tą pomoc PROSZĘ was kochani. Z wami, z waszą pomocą wiele jest możliwe. Jesteście tacy cudowni. Jesteście na medal. DZIĘKUJĘ z CAŁEGO MOJEGO SERCA po prostu DZIĘKUJĘ.