środa, 14 marca 2012

Jestem bliżej mojej Nadziei - Münster

 Kochani, dzieje się...
W trybie przyspieszonym wylądowałem na lotnisku w Düsseldorfie. Po kilkugodzinnym odpoczynku, pojechaliśmy do kliniki w Münster.
Mieliśmy bardzo mało czasu na dogranie spraw organizacyjnych, ale dzięki Wielu Cudownym Ludziom wszystko poszło zgodnie z planem. Niesamowite, że dzięki Wam mogę tu być, w Klinice w którą pokładam moją całą NADZIEJĘ. Ufam, że dowiem się co mi jest, że już wkrótce będę mógł rozpocząć prawidłowe leczenie, które pomoże mi w polepszeniu stanu mojego zdrowia.
W UKM byliśmy umówieni na 10-tą od razu wzięto się za pobranie krwi i wymazy. Następnie zostałem przyjęty na oddział, gdzie spotkałem siostrę Doroti, która mówiła po polsku. Dzielę pokój z panem, który mówi do mnie tylko po niemiecku. Jednak brak znajomości językowych nie jest przeszkodą w odczuciu ciepła i serdeczności tego człowieka. Niesamowite, że tak można... Siostra Susane, siostra Ludmiła otoczyły mnie opieką odpędzając nieśmiałość i obawy, które gdzieś tam jeszcze we mnie tkwią. One to rozumiały, że po tym co przeszedłem, teraz mogę tylko powolutku zdobywać zaufanie do szpitalnej atmosfery. O 13-stej miałem znów pobraną krew, dostałem wenflon i zrobiono mi MRT. Ku mojej radości znów trafiłem na cudowną osobę - Pana Tadeusza, który zaopiekował się mną najlepiej jak potrafił. Iwona z Helgą mówią, że mam szczęście, że napotykam na tylu wspaniałych ludzi jak i rodaków, którzy bezinteresownie chcą pomoc i pomagają. 

Dobrze mieć tyle szczęścia, bo już za tym tak bardzo tęskniłem, wręcz zapomniałem, że u mnie może istnieć. 

Ach...życie...wracam do opisu co i jak u mnie się działo.
I znów pobierano mi krew, a potem udałem się z Panem Tadeuszem na Scyntygrafie. Wlano we mnie radioaktywny kontrast, by po kilku godzinach przebadać moje świecące kości.
Teraz pije litrami wodę i zbieram mocz do jutrzejszego badania. Tyle się na razie dowiedziałem, na dzisiaj nie mam jeszcze zleconych żadnych badań, ale profesor i lekarz oznajmili mi, że mnie jeszcze tu ,,pomęczą", bo chcą pomóc, bym mógł wiedzieć w końcu na co choruję.
Dzięki WAM - dobrym ludziom, którzy mnie wspieracie oraz darczyńcom i rodzicom Michałka jestem w stanie być bliżej mojej Nadziei. 

PS
UKŁONY I UŚMIECH W WASZĄ STRONĘ KOCHANI. DZIĘKUJĘ