Osoby mi pomagające powysyłały moją dokumentację do klinik zagranicznych. Nie mogę już czekać. Czuję, że lada moment się rozsypię. To samo uczucie jak z przed kliku lat. Gdy niosłem mojego maleńkiego syna w siedzonku dla beybi. Niosłem go w rękach i pokonując trzy stopnie schodów pękła mi noga. Tak po prostu, bez żadnego uderzenia czy wcześniejszego wypadku czy jakiego tragicznego wydarzenia. Tak po prostu. Mój synek upadł na ziemię, tak po prostu wyłem z bólu i tak po prostu wzięto mnie do szpitala, gdzie przeleżałem 9 miesięcy z nogą w gipsie, i tak po prostu trzymając nogę 9 miesięcy w gipsie uszkodzono kolano, i tak po prostu poparzono nogę prądem, gdzie tak po prostu leczono mnie na raka, ktorego nie mam, gdzie tak po prostu wlano we mnie 13 cykli chemii i przetoczono 7 razy krew i tak po prostu zarazono mnie gronkowcem i pałeczką ropy błekitnej, tak po prostu wysyłano mnie do innych klinik i tak po prostu pomylono moje DNA, tak po prostu żyje i nie wiedzą DLACZEGO?
Przecież jam już dla nich skazaniec na wieczny odpoczynek...
Ale zapewniam Was, że będę walczył o moje zdrowie. Ktoś musi mi pomoc, ktoś musi... nie widzę innej opcji. Przecież mój syn chce być strażakiem lub wojskowym... do tego potrzebuje taty, bym mógł być z niego dumny.