Zdawać by się mogło, że lepiej być nie może… - i już nie było. Po wielkim szczęściu, jakim były narodziny naszego synka Dawidka, pewnego dnia tj. 20.06.2007 roku – równie niezapomnianego, jak data naszego poznania się oraz ślubu i narodzin dziecka - w naszej rodzinie rozpoczął się DRAMAT.
Tego feralnego dnia wraz z mężem szliśmy na kontrolną wizytę z synkiem do lekarza. Gdy Daniel wchodził po stopniach do przychodni nagle pękła mu noga. Mąż upadł z hukiem upuszczając w tym samym momencie fotelik samochodowy z naszym synkiem w środku. Ja w tym czasie nie wiedziałam, którego z nich najpierw mam łapać.
To był dla mnie ogromny SZOK. Po sprawdzeniu, że z synkiem wszystko jest OK (nawet się nie obudził i spał jak mały aniołeczek) starałam się pomóc mężowi. Zadzwoniłam po karetkę i po tatę (teścia) by przyjechał do nas do przychodni. Wezwana karetka zabrała Daniela do szpitala. Tato pojechał za nimi.
A nasza TRAGEDIA dopiero miała się zacząć!!!